Quantcast
Channel: efekty uboczne
Viewing all 273 articles
Browse latest View live

Domi Grzybek FW 2013

$
0
0
Domi Grzybek jest jedną z tych projektantek, której nazwisko podaję, jeśli ktoś nie chce uwierzyć, że warto zainteresować się polską modą. Nie ukrywam, że Domi jest na liście moich ulubionych projektantów i wierzę, że to, co robi, to nasz "towar eksportowy". Obserwuję jej działania od kilku lat i od samego początku jestem ich efektami całkowicie oczarowana. Fakt, że projektantka konsekwentnie się rozwija, jest chyba najlepszą zapowiedzią jej sukcesu.
Projekty Domi Grzybek są wyjątkowo rozpoznawalne i charakterystyczne, a jednocześnie szalenie kreatywne. Niby podobne, ale nigdy takie same. Co sezon Domi pokazuje coś innego, a jednocześnie nie odchodzi od swojej estetyki - zarówno w kontekście samych projektów, jak i całej otoczki - chyba nie tylko ja jestem fanką jej lookbooków (autorstwa bardzo zdolnej Moniki Jelińskiej), bo KMAG wyróżnił Domi statuetką HUSH Selected za najlepszą sesję wizerunkową. W jesienno-zimowej kolekcji Domi znów pojawiają się połączenia wzorów i kolorów. Tym razem ubrania zdominowały czarno-białe kropki i związki szarości z pudrowym różem. Brzmi spokojnie, ale nie dajmy się zwieść pozorom. Całość to naprawdę energetyzująca mieszanka. Nie wiem, czy istnieją słowa, które mogą oddać to, jakie są te ubrania - młodzieżowe, radosne, świeże? To chyba kombinacja równie szalona co ta, którą widać na zdjęciach. Wierzę w to, że za kilka lat o Domi Grzybek będzie naprawdę głośno... nie tylko w Polsce.
Wszystkie zdjęcia - Monika Jelińska, makijaż - Grzegorz Szustak, Agata Walewander, modelki - Paulina Mikus,Ola Mikus /EC Management, stylizacja i postprodukcja - Dag, specjalne podziękowania - Ola Bąkowska. Zapraszam na fanpage Domi na Facebooku.

W.A.T.E.R.

$
0
0
W sklepach o naszą uwagę walczą tysiące wzorów, kolorów, faktur, marek. Rywalizują słowa i obrazy, różne punkty widzenia. Harmonia jest czymś, co w modzie trafia się nadzwyczaj rzadko. W.A.T.E.R. to spójność. Między słowami a ubraniami, między zdjęciem a przedmiotem, a w końcu - między ludźmi. Mówią, że to przeciwieństwa się przyciągają, ale czasem najlepsze efekty daje połączenie myśli. Tak jak w wypadku Hi-Endu.
Właśnie "harmonia" wydaje się właściwym słowem do opisu wszystkich kolekcji Hi-Endu. To spójność nie tylko z tym, czym marka jest, ale przede wszystkim z osobą, która "go" nosi. Bo to ubrania, które mają stać się naszą drugą skórą. A miękkie formy zgadują nasze myśli i na ciele układają się dokładnie tak jak powinny. Nie mam wątpliwości, że Martyna (czyli przezdolna Tola), jako fotograf, wpływa odbiór kolekcji - rzadko zdarza się, żeby między tym, co ktoś mówi o projektach, a tym, co przedstawiono w lookbooku, istniała tak ogromna... No właśnie - zależność? Zażyłość? Bliskość? Sama nie wiem, jakie słowo określa współpracę dziewczyn, ale nie muszę się nawet zastanawiać, kto wykonał fotografie i czyje projekty na nich uwieczniono. Monika mówi o tym, że w jej kolekcjach wszystko bazuje na figurach geometrycznych i ostrych cięciach. Trójkąty, kwadraty, prostokąty... Ale nie ma tu surowości, dzianinowe drapowania zaskakują raczej nadzwyczajną miękkością linii, bliskością ciała - plecy, nogi, obojczyki, a nawet nadgarstki - wierzę, że tutaj odsłonięcie nawet najdrobniejszego fragmentu ciała pozbawione jet przypadkowości. Nie mam pojęcia, czy da się Hi-End zakwalifikować to jakiejkolwiek grupy, ale jeśli miałabym to zrobić, to stworzyłabym oddzielną kategorię - "projektów zamyślonych". Paradoksalnie (bo w końcu brak tu wzorów, kolorów i ozdobników), Hi-End od zawsze kojarzy mi się ze... słowami. Chociaż raczej takimi, których jeszcze nie wypowiedzieliśmy. Za to te mówione oczarowują na Rostyle&life - rozmowę Moniki i Toli z Martą Mitek po prostu trzeba przeczytać. Rzadko zdarza się, żeby ktoś tak pięknie opowiadał o własnej pracy.
Wszystkie zdjęcia - Tolala, modelka - Martina Matwiejczuk; strona i fanpage Hi-End.

RAW

$
0
0
W doborze marek, które chciałabym tutaj prezentować, jestem coraz bardziej selektywna. Im więcej polskich lookbooków widziałam, tym trudniej znaleźć mi coś, co wyróżnia się na tle poprzedników. Spójna estetyka i przemyślane działania niestety nadal należą do wyjątków. To chyba jeden z głównych powodów, dla których na bloga wracają "sprawdzone" nazwiska - Domi Grzybek, Natalia Siebuła, Ania Ławska. Mam nadzieję, że nie pomylę się, dopisując do listy kolejną markę - RAW.
 
RAW urzekło mnie kilkoma elementami. Po pierwsze - świetnie przygotowanym lookbookiem, za który odpowiada Marta Sinior. Tak podane ubrania po prostu przyjemnie się ogląda. Oczywiście i tak najważniejszy jest sam produkt. Ale ten, przynajmniej na zdjęciach, wygląda naprawdę zachęcająco. Niby zwyczajnie - ot, prosta koszulka, bluza. Ale na szczęście jest też coś więcej. Przyciąga kolor - granat (z nieznanych mi przyczyn trochę zapomniany) i bardzo miły odcień szarości, kojarzący się trochę z niebieskawym futrem Myszona. W ubraniach można dostrzec geometryczne rozwiązania, do których idealnym wyborem okazała się biżuteria Unikke Design. Linie proste zdominowały mini-kolekcję, raz surowo odcinając dwa rodzaje materiału, innym razem tworząc warstwową konstrukcję. Wszystko w wersji limitowanej. Żałuję, że chociaż na ubraniach linii jest sporo, produktowo powstała tylko jedna - "na górę". O spodniach RAW na razie możemy tylko pomarzyć, ale kto wie - może jeszcze się pojawią? Ostatnią rzeczą, która ujęła mnie w RAW, jest absolutna szczerość (i skromność) autorki. Bez owijania w bawełnę tłumaczy, że projektuje góry dlatego, że w tej chwili właśnie ten element garderoby najbardziej czuje. A na pytanie, kto za marką stoi, odpowiada (mam wrażenie, że trochę ze zdziwieniem) - "Za marką stoję ja".
Wszystkie zdjęcia - Marta Sinior, makijaż - Marta Sinior, modelka - Alexandra/Vox, scenografia - RAW, biżuteria - Unikke Design; fanpage i strona projektu.

Manitic

$
0
0
Kiedy pisałam jeden z tekstów podczas ubiegłorocznego AFF, miałam przyjemność rozmawiać z Marite i Rolandem z łotewskiego duetu Mareunrol's. Prowadzący ubiegłoroczne warsztaty projektowania mieli sporo spostrzeżeń dotyczących polskich projektantów i krajowego rynku mody. Główny zarzut? Mało kto myśli u nas w perspektywie... światowej. Dlatego podziwiam markę, która to "światowe myślenie" zaczęła od Anglii, a konkretniej jednej ze "stolic mody". I radzi sobie coraz lepiej, bo jak mówi Martyna Lipińska, założycielka Manitic, Londyn to naprawdę inspirujące miasto.
Nie da się ukryć, że marka naprawdę się rozwinęła i każda kolekcja to krok (a w niektórych przypadkach nawet sus) do przodu. Projekty powstają w Polsce, wyłącznie z europejskich materiałów, dzięki czemu ich jakość jest pod ciągłą kontrolą. W końcu właśnie tego poszukują klienci. Wracając do samych kolekcji - droga, jaką pokonała projektantka, naprawdę robi wrażenie. Od nieskomplikowanych ubrań (chciałoby się nawet napisać "ubranek"), do stworzenia własnego wzoru, powtarzającego się na większości sylwetek. Właśnie wzór czuwa nad tym, by wszystko co powstało do tej pory, było spójne. Na mijającą już zimę pojawił się w połączeniu ze zgniłą zielenią (jestem pod wrażeniem, jak można wykorzystać ten trudny kolor) i pięknym, nasyconym różu, teraz wraca w kilku odcieniach niebieskiego i klasycznej bieli z czernią. A jako dodatkowy "smaczek" - powstało również kilka egzemplarzy rewelacyjnych torebek (z bonusem dla podglądaczy). Gratka dla tych, którzy zmęczeni są wielkimi worami, "hobo" i innymi przepastnymi torbiszczami, które nie mają sztywnej konstrukcji. Ten model w kilka sekund podbił moje serce, ale nawet najprostsza wersja ma w sobie właśnie to, czego szukamy w rzeczach od projektantów - oryginalność połączoną z jakością.
Wszystkie zdjęcia -Maciej Bernas, modelka - Sandra/Model+, makijaż - Aga Wilk/Boom Team, włosy - Iwona Gorzelak/Bagatela10, stylizacja - Paula Dudziak/Boom Team, asystent - Arkadiusz Szczudło; strona i fanpage Manitic.

LOV3

$
0
0
Jeśli jest ktoś, kto broni honoru "młodych polskich projektantów", to są to właśnie... Młodzi Polscy Projektanci. Paradoksalnie z nadużywanych i trochę wyświechtanych słów stworzyli świetną markę. Ale samodzielnie też radzą sobie całkiem nieźle, bo każdy, kto chociaż trochę interesuje się krajową modą, powinien znać nazwiska takie jak Domi Grzybek, Kas Kryst czy Jakub Pieczarkowski. Gdyby szukać dla projektantów zrzeszonych pod szyldem MPP wspólnego mianownika, to oprócz tego, że są (użyję kolejnego banału) piekielnie zdolni i wyjątkowo kreatywni, to z pewnością przekładają "robić" nad "mówić" (co zdarza się niezwykle rzadko). I między innymi dlatego do swojego grona przyciągają nowe marki - jako siedemnasty projektant, do MPP dołączyło RAW, o którym pisałam w ubiegłym tygodniu.

Walentynki ociekają lukrem, ale szczerze mówiąc - czy naprawdę mogłoby mi przeszkadzać pozytywne święto w kalendarzu? Szczególnie, jeśli jest pretekstem do okazania miłości... polskiej modzie. 13 i 14 lutego w MPP świętujemy Walentynki - do wyprzedaży projektantów patroni dorzucają swoje dziesięć, ale nie groszy, a procent - na hasło "efekty uboczne" otrzymacie dodatkowe 10% zniżki. Zapewniam, że zakupy w MPP na pewno będą udane. Bo jak tu się oprzeć koronkowym cudom Rilke albo szaleństwom IMA MAD?

13-14 lutego
(Bracka 23 lok. 52, Warszawa)
Tutaj więcej informacji

Ponad pokoleniami

$
0
0
W pracowni witają nas stare maszyny, które od pierwszego spojrzenia zachwycają swoją dostojnością. Gdzieś leżą kawałki skór, mnogością kolorów zachwycają równo ułożone szpulki nici. Na biurku piętrzy się stos kartek, na specjalnej tablicy przypięto zdjęcia ostatnich projektów. Rzemieślników i projektantów więcej łączy niż dzieli – w ich pracowniach, gdzieś pomiędzy terkoczącymi maszynami, a gotowymi produktami jest to, co w ich pracy okazuje się najważniejsze. Za projektami kryje się pewna historia.


Na minionym, grudniowym HUSH Warsaw swoją premierę miał projekt, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Magazyn Hush Magazine doczekał się debiutu na papierze. Miło przeczytać swoje słowa w takim wydaniu! Powyższy fragment tekstu pochodzi właśnie z tego numeru, a całość przeczytacie w elektronicznej wersji na Issuu, do której z wielką przyjemnością wszystkich odsyłam. Wydanie papierowe znajdziecie w Warszawie (państwomiasto). Kilka słów na temat numeru znalazło się na blogu przezdolnej Toli, która jest autorką wszystkich zdjęć do tekstu. Dziękuję za piękne kadry!






Zdjęcia: Tolala.pl

Zofia Chylak | ślub

$
0
0
Od ślubu dzielą mnie jeszcze przynajmniej dwa pierścionki, ale jako stereotypowa kobieta, nie mogłabym odmówić sobie marzenia o bajkowej scenerii, bukiecie piwonii, pięknym welonie i idealnej sukni ślubnej. Gdybym nie znała Natalii Siebuły (moja miłość do jej marki jest chyba tematem przewodnim tego bloga), to z pewnością zdecydowałabym się na projekt Zofii Chylak - powiedzieć o nich, że są idealne, to chyba trochę zbyt mało.
Zgadzam się z tym, że oprawa ślubu jest istotna, a bajkowa ceremonia rodem z Disney'owskich filmów przyprawia mnie o łzy wzruszenia, ale nie ukrywajmy - najważniejsi w tym dniu są ludzie. Nie każdemu odpowiada przytłaczająca tiulowo-balonowo-cekinowa aura pachnąca lakierem do włosów i utrwalaczem do makijażu. Rzeczy, które proponuje Zofia Chylak są bardzo proste i zdecydowanie bardziej skromne od większości propozycji z salonu sukien ślubnych. Ale jest w nich coś, co sprawia, że wzdycham do monitora. Są piękne. Tak po prostu. Bez krzyków, bez bycia "trendy", bez "must-have'ów". To panna młoda jest najważniejsza, a sukienka ma nie tylko podkreślać jej urodę, ale również spełniać potrzeby. Żadnych osuwających się gorsetów, odciskających się ramiączek, obcisłych fasonów uniemożliwiających poruszanie. Im dłużej przyglądam się tym projektom, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Natalia ma konkurencję. I to całkiem poważną!
 
Wszystkie zdjęcia: Turczyńska; strona i fanpage Zofii Chylak.

Agata Bieleń | Fine line

$
0
0
Agata Bieleń kojarzy się z oszczędnością i surowością form. Skreśla przymiotniki - jej biżuterię wyjątkowo trudno opisać, bo ona... po prostu jest. W tych bardziej i mniej skomplikowanych połączeniach linii prostej znajduje się coś przyciągającego wzrok, co jednocześnie nie pozwala na zbyt wiele słów. Ale najnowsza kolekcja, Fine line zaskakuje kobiecością i delikatnością.
Mimo całej tej surowości, geometryczności i prostoty, znalazło się miejsce na (ciepłe) emocje. Fine line to powrót do inspiracji, które towarzyszyły Agacie na początku jej kariery (nie boję użyć się tego słowa - patrząc na to, jak rozwija się jej marka, to naprawdę odpowiednie określenie). Pamiętam jeden ze swoich pierwszych wpisów (co ciekawe, była to również jedna z pierwszych publikacji Agaty) - projektantka opowiadała wtedy o fanatyzmie liniowym, zainteresowaniu stalowym drutem, który poddaje się jej pomysłom i umiejętnościom. W Fine line wszystko to, co 3 lata temu (!) mówiła Agata, wraca w nieco dojrzalszej wersji. Odnoszę wrażenie, że dostrzegam wymianę myśli między Agatą a inną poznańską projektantką biżuterii - Anią Ławską. Chociaż od zawsze wykorzystują podobne surowce, wydaje mi się, że tym razem poszły o krok dalej. W kobiecej biżuterii Ani pojawiła się surowość, za to Agata stworzyła coś wyjątkowo kruchego i delikatnego. A może to tylko przypadek, w którym dopatruję się reguły. Za to jestem pewna, że najnowsza kolekcja Agaty odzwierciedla słowa, które projektantka zamieściła w notce prasowej - "dobrze zaprojektowany produkt znika, bo staje się częścią nas".
Zdjęcia z sesji - Karolina Miądowicz, fanpage i strona Agaty Bieleń.

Inspiracje... prawie-wiosna

$
0
0
Słońce i niebieskie niebo pozytywnie działają na samopoczucie - dłuższe dni to więcej energii, którą można spożytkować na długie spacery (bez odmarzniętych uszu!), pochłanianie kolejnych książek i nadrabianie blogowych zaległości. Mam nadzieję, że zima wróci do nas dopiero pod koniec listopada, a najbliższe dni przyniosą kilkanaście kresek powyżej zera. Marząc o pięknej pogodzie, marzę też o nowej garderobie - wymiana zawartości szafy wraz z nadejściem wiosny to trochę cliche, ale trzeba przyznać, że po zimie przyda się trochę świeżości. Do kolorów, które służyły mi od ubiegłego roku, dodaję mocne albo pudrowe barwy. Zakochałam się w delikatnej, złotej biżuterii Polanska & Co, ale wiosennie uśmiechają się też do mnie akcesoria z linii YES Steel i... mokasyny Badura w zwierzęcy wzorek. Gdybym mogła zdecydować się na skopiowanie jednego z poniższych zestawów, zdecydowanie wskoczyłabym w pierwszy z nich. Nie tylko dla wspomnianej biżuterii, ale przede wszystkim świetnego płaszcza i wymarzonej, skórzanej torby.



Rilke FW 2013

$
0
0
Nie mam zamiaru ukrywać tego, że Rilke to moja słabość. Cały czas pamiętam pierwsze spotkanie z jej piękną bielizną. Nie chce mi się wierzyć, że było to ponad trzy lata temu, bo od tego czasu uczucia wcale nie osłabły. Powiedziałabym nawet, że dojrzały. Tak, jak dojrzewa marka.
Dlaczego dojrzewa? Po pierwsze - kampania. Zdjęcia autorstwa Marii Eriksson mogłyby równie dobrze przedstawiać produkty La Perla czy Kiki de Montparnasse. Po drugie - estetyka. Kto zna początki Rilke, ten zapewne pamięta, że całość była raczej zbiorem pojedynczych egzemplarzy, niż spójną, wyróżniającą się kolekcją. I chociaż nadal nie wiem, czy w przypadku bielizny można mówić o kolekcjach, to mam wrażenie, że Rilke z wszystkich interesujących ją tematów wybrała kilka, wokół których konsekwentnie buduje swoją markę. Co sezon pojawiają się koronki i przezroczystości. Niby nic nowego, a jednak wyróżnia się od innych produktów. Rilke korzysta ze swoich wcześniejszych pomysłów, ale ich nie powiela. Klasyczny, "trójkątny" stanik w jednej z kolekcji otrzymuje dodatkowe, elastyczne paseczki, w innych pudrową koronkę. To właśnie takie detale, w połączeniu ze świetną jakością (sprawdzone!) są głównym przejawem rilkowej dojrzałości. I chyba nie bez powodu, przez pomyłkę napisałam przed chwilą "doskonałości".
Wszystkie zdjęcia - Maria Eriksson; blog i fanpage Rilke.

Ania Ławska FW 2013

$
0
0
Jeśli Agata Bieleń, o której pisałam kilka postów temu, przełożyła swoją biżuterię na język delikatności, to tym razem kobiece dodatki Ani Ławskiej mają w sobie zdecydowanie więcej surowości. Od kilku miesięcy (!) nie mogę nadziwić się, temu, jak doskonale uzupełniają się te dwie kolekcje.
Delikatne bąbelki z poprzedniego sezonu, jesienią ustąpiły miejsca kwadratom i prostokątom. Bez obłych kształtów biżuteria ma w sobie zdecydowanie więcej surowości. Ale Ania Ławska wie, jak dodać stali trochę uczucia. Proste formy ułożone w geometryczne wzory "zmiękczone" są delikatnymi łańcuszkami i powracającymi co sezon skórkami. Subtelne metki przypominają raczej kolejną ozdobę, a nie logo marki. Podziwiam Anię, że cały czas pracuje w obrębie tych samych surowców, jednocześnie pokazując coś w charakterystycznej dla siebie estetyce, ale świeżego. Najnowsza (chociaż lada moment pojawią się wiosenne nowości, teoretycznie trwa jeszcze sezon jesienno-zimowy) kolekcja jest zręcznym połączeniem przeciwieństw. Długie z krótkim, delikatne z surowym. Chłodny marmur i głęboki, kobiecy dekolt. Chociaż zestawianie sprzeczności nie jest niczym nowym, nie wszystkim wychodzi to tak dobrze, jak Ani Ławskiej. Biorę wszystkie modele!
Wszystkie zdjęcia - SOUSOU Studio, modelka - Asia; fanpage i strona Ani

Przemyślenia #3 - jak współpracować z blogerami?

$
0
0
Niechlubnych historii o współpracy z blogerami przybywa szybciej niż nowych blogów. W podobnym tempie zbierają się anegdotki o projektantach, którzy wysyłają wiadomości z pogróżkami, kiedy na blogu pojawi się negatywny wpis. Nie oszukujmy się - w każdej branży można trafić na kogoś, kto nie lubi się ani z kulturą osobistą, ani z biznesową etykietą. Bardziej martwi mnie to, jak taki wizerunek wpływa na dalszą współpracę projektantów i blogerów... Po pozytywnym odbiorze dwóch poprzednich postów (1,2), skierowanych do projektantów, zebrałam 10 rzeczy, o których warto pamiętać przy nawiązywaniu współpracy z blogerami. Proste? Powiedziałabym nawet, że banalne. Niestety, doświadczenie podpowiada, że właśnie o tym najczęściej zapomina się pod wpływem emocji i pośpiechu. I nie chodzi mi tylko o komercyjne wykorzystanie blogów (które nie do końca popieram), ale także o najprostszą wymianę wiadomości. Przyda się też w kontaktach z przedstawicielami innych mediów!

1. Wysyłaj spójny komunikat
...szczególnie wtedy, gdy nie pracujesz sam. Jeśli umawiasz się na jakąś publikację, spotkanie, albo po prostu wysyłasz wiadomość, upewnij się, że twój partner/twoja partnerka (oraz marketingowiec, PR-owiec i inni) nie ma na ten temat innego zdania. Zdarza się, że ktoś proponuje jedno... by za dwa dni druga osoba zaproponowała coś innego. Jedna osoba zgadza się na publikacje, inna się przed nią wzbrania. Ktoś dziękuje, ktoś inny karci. Od konfliktów uchroni dobry podział obowiązków, a ewentualne wątpliwości należy wyjaśniać na osobności z "drugą połówką", a nie w korespondencji z blogerem. To, w jaki sposób utrzymuje się kontakt z mediami (i jednocześnie potencjalnymi klientami) również wpływa na wizerunek marki!

2. Informuj, pamiętaj, przypominaj
Dobrze przygotowane informacje prasowe razem ze zdjęciami powinny grzecznie czekać na właściwy moment. Zamiast w pośpiechu sklejać fotografie (na przykład o trzeciej w nocy), wystarczy jedno kliknięcie - "wyślij" i gotowe. Jestem zachwycona za każdym razem, kiedy trafiam na zakładkę "dla prasy" na stronie i  lubię, gdy wraz z nadejściem nowego sezonu, w mojej skrzynce pojawia się odpowiednia wiadomość od projektanta. Warto zastanowić się nad tym, co warte jest komunikowania (nowa kolekcja, otwarcie butiku, współpraca z ilustratorem?), a w zarządzaniu takimi informacjami pomoże dobrze skonstruowana baza danych.

3. Prowadź dialog
Każdy bloger przyzna, że prawdziwy dialog (nie: "hejtowanie", słodzenie, agresywne zaczepki i inne pokręcone czynności, które w cywilizowanym świecie nie powinny mieć miejsca!) jest naprawdę wartościowy. Akt komunikacji to nie ślepe wysyłanie wiadomości. Jeśli pojawiają się pytania, warto na nie odpowiedzieć. Informacja o nowej kolekcji z prośbą o opinię? Pojawia się wpis albo e-mail zwrotny i... często nastaje wieczna cisza. Fajnie, gdy projektant pokusi się o kilka słów odpowiedzi - poprawi błędy, wyjaśni pewne kwestie, albo po prostu da znać, że zapoznał się z uwagami, o które sam prosił. Gdybym miała wymienić najważniejszą czynność w budowaniu relacji, bez mrugnięcia okiem wymieniłabym dialog. Z obustronną korzyścią.

4. Nie kłam
Czy Wasze Mamy też powtarzały, że "kłamstwo ma krótkie nogi"? Mam nadzieję, że tak, bo warto o tym pamiętać. W dłuższej perspektywie kłamanie nikomu nie wychodzi na dobre. Każda branża ma swoją specyfikę, ale łączy je jedno - wszyscy się znają. Nie trzeba bawić się w śledztwa i spiski, wszystko i tak prędzej czy później do nas dotrze. Zarówno "czytam twojego bloga codziennie" (a jestem tu pierwszy raz), jak i "to 100% jedwabiu" (poliester) są tak samo groźne.

5. Nie obrażaj
Jeśli akurat tym razem to nie "nasz ulubiony blogasek" (a przypadkiem w liście adresatów jest pięć e-maili - patrz punkt 4), to warto go obrazić. Przynajmniej takiego zdania jest wiele (!) przedstawicieli projektantów (albo i twórców we własnej osobie). Wyzwiska, groźby i o wiele za dużo niemiłych słów, to (niestety) norma. Negatywny komentarz, odmowa publikacji? Najpierw długi spacer, a potem odpisywanie. Z każdej krytyki można wynieść coś konstruktywnego.

6. ...i nie obrażaj się
Wychodzę z założenia, że tylko pozytywne zachowania prowadzą do przyjemnych skutków. Co może dać obrażanie? Zły wizerunek (i złą opinię), utratę publikacji, potencjalnego klienta. Niesmak. Czy ktoś naprawdę chce być tak kojarzony? Lepiej uprzejmie podziękować lub nie zgodzić się z czymś, zamiast, ujmę to obrazowo, "strzelać focha". Plotki szybko się rozchodzą, a wierzcie mi, ale o sympatycznych ludziach pisze się o niebo lepiej, niż o... No właśnie.

8. (Za)poznaj
Blogerzy - ręka w górę, kto dostał kiedyś wiadomość do osoby o innej płci, imieniu, nazwisku, pseudonimie lub do bliżej niezidentyfikowanego "państwa"? Największą zaletą blogów jest ich subiektywność. To nie portale, magazyny, gazety. W przypadku blogów autor ma ogromne znaczenie i założę się, że wielu czytelników zagląda na konkretnego bloga nie ze względu na treść, ale właśnie autora (to chyba dobre miejsce na to, żeby pozdrowić wszystkich swoich znajomych!). Dlatego warto poświęcić mu trochę uwagi - większość stron ma zakładkę "o mnie". Wiecie, co z nią zrobić.

9. Bądź konkretny i pilnuj terminów
Oczywiście, można rozwodzić się nad jednym plisowaniem przez kilkanaście wiadomości, ale nie zawsze i nie wszędzie takie dyskusje są wskazane. Im więcej ważnych informacji zostanie przekazanych na samym początku, tym mniej pojawi się pytań, a nie oszukujmy się - w modzie często chodzi właśnie o czas. Kiedy komuś zależy na publikacji, chciałby mieć konkretne informacje tu i teraz. Czyli żadnego "wyślę zdjęcia w piątek" (i wysyłam w piątek, ale...za trzy tygodnie - odechciewa się pisać) i "no ta sukienka ma coś z bawełny... potem sprawdzę co dokładnie".

10. Pamiętaj: bloger...też człowiek
Każdemu zdarza się gorszy dzień - wtedy, kiedy traci cierpliwość, zapomina, przekręca informacje. Zamiast obrażać się i grozić prawnikiem, lepiej poprosić o sprostowanie, spróbować wyjaśnić sytuację. Negatywna reakcja zwykle nie przynosi pożądanych efektów. Nieważne co robimy i w jakiej sprawie do kogoś piszemy - bloger też jest po prostu człowiekiem. To samo tyczy się projektantów i właśnie dlatego wszystkim w tym szalonym związku przydaje się... trochę cierpliwości. Dla tych najbardziej zniecierpliwionych - specjalny cytat (klik). Do wydrukowania i powieszenia na ścianie!

Inspiracje... bluza

$
0
0
Do niedawna broniłam się przed bluzą ze wszystkich sił. Dopiero kilka miesięcy temu zrozumiałam dwie rzeczy: że czasem fajnie wyskoczyć w niej na zakupy albo spacer, i że jej obecność nie wymusza wcale towarzystwa jeansów oraz adidasów. Równie dobrze wygląda ze spódnicą i szpilkami. Na wybór bluz od projektanta nie możemy narzekać. Od prostych, szarych "dresówek", po ozdobione cekinami i perełkami modele. W moim osobistym rankingu pierwsze miejsce zajmuje falbaniasta bluza Justyny Chrabelskiej (poniżej), ale przy takiej liczbie pokus, łatwo znaleźć nowe obiekty westchnień. Równie dobrze przyjąłby się w mojej szafie dresowy Risk!Made in Warsaw, biało-kwiatowa bluza z najnowszej kolekcji Langner albo czarna, tłoczona wersja z Danhen. I jak tu się zdecydować na jeden model?!



Illuminate SS 2014

$
0
0
Lubię rzeczy nieoczywiste. Ale tylko takie, które przy okazji są dobrze zaprojektowane i nie gubią najważniejszego - funkcjonalności. Bluzki z czterema rękawami wybronić potrafi tylko Ola z Wearso. Ania Kuczyńska odnajduje się w zupełnie innym stylu, a ja, jak co sezon - nieustannie jestem pod wrażeniem.
Gdyby lato wyglądało dokładnie tak, jak proponuje nam Ania Kuczyńska, byłabym przeszczęśliwa. Od głębokich niebieskości, po blade błękity i beż z domieszką pudrowego różu, z małą przerwą na klasykę - biel oraz czerń. To paleta niezwykle subtelna, ale i przyjazna wiosenno-letniej aurze. Z małą odskocznią w stronę koralowego, który zaskakująco dobrze wygląda w tym skromnym otoczeniu i wzorowo odnajduje się w towarzystwie pozostałych kolorów. Podoba mi się, że jest tu charakter, ale nie ma przesady. Grzeczne kołnierzyki towarzyszą mocnym (powiedziałabym nawet - niebezpiecznym) rozcięciom, a spod cieniutkich materiałów prześwituje zarys linii ciała. Nikt nie odsłania ramion i nóg (a czasem pleców) równie dobrze, jak Kuczyńska. Myślami jestem już na plaży i wskakuję w jedną ze zwiewnych sukienek. Ubrania Ani Kuczyńskiej kojarzą mi się z tym idealnym stanem letniej błogości i lekkości, który daje znalezienie się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. I oczywiście - w ubraniach z małym, srebrnym Q.
Wszystkie zdjęcia - materiały prasowe Ani Kuczyńskiej; miejsce - Galeria Raster, stylizacja - Andrzej Sobolewski, manicure - O.P.I., makijaż - Sephora, włosy - Jaga Hupało, buty - La Manual Alpargatera Barcelona Spain x Ania Kuczyńska; strona, fanpage Ani Kuczyńskiej.

Le Feminin

$
0
0
Mam wrażenie, że na polską modę ciągle się narzeka. Nieważne, czy chodzi o nowy projekt (na pewno drogi i pewnie skopiowany, na dodatek - nic ciekawego), o styl Polek i Polaków (klasyka to przecież nuda, a oryginalne połączenia to płachta na... internetowych hejterów), czy po prostu - o modę. Przekornie uważam, że dzieje się dużo. I jest wspaniale. Nieustannie zachwycam się kolejnymi projektami i mam ku temu powody! Tym razem nie mogę oderwać wzroku od Le Féminin.
W końcu obok tak subtelnej i kobiecej bielizny naprawdę trudno przejść obojętnie. Niby ukryta, niby nikt jej nie widzi, ale wierzę, że dobre samopoczucie budujemy między innymi przez to, co na siebie zakładamy - dlaczego więc nie zacząć od tej pierwszej, najbardziej intymnej warstwy? Miękkie staniki z delikatnej siateczki upiększają skromne koronki. Czasem ozdabiają dół biustonosza, innym razem wspinają się zmysłowo na ramiączko. Magda, która stworzyła markę Le Féminin, przyznaje się do uzależnienia od pięknej bielizny. Dobrze, że dzieli się nią z innymi, bo dotychczasowy asortyment już podbił moje serce. Czekam na zapowiadane nowości - wiosenno-letnie modele (czyżby coś w kolorze?), majtki i pasy do pończoch. Wszystko na wymiar i w naprawdę przyjemnych cenach, a dodatkowo z polską metką. Nie wiem, jak Wy, ale ja właśnie zamawiam swój komplet.
Wszystkie informacje na temat składania wymiarów oraz zamówień - oficjalna strona marki; strona, Facebook.

Magda Floryszczyk Step Touch SS 2014

$
0
0
Magda Floryszczyk pierwszy raz zachwyciła mnie w ubiegłym roku. Kolekcja Labo (wiosna/lato 2013) doczekała się wielu miłych słów (klik), ale potem projektantka... zniknęła. Może to dobrze, bo Step Touch, czyli propozycje na bieżący sezon, chodzą mi po głowie odkąd przez przypadek trafiłam na nie w samym środku zimy. Warto było czekać!
Najpierw przyciąga świetny lookbook autorstwa Daniela Jaroszka, w którym pastelowe barwy wydają się wyjątkowo świeże i pełne energii. To skojarzenia, które towarzyszą marce od poprzedniej kolekcji, ale tym razem podane są w nieco inny sposób. Odsłaniające ciało body, sportowe opaski... Mimo dopasowanych sylwetek i obcisłych materiałów, fitness w wydaniu Magdy Floryszczyk pozbawiony jest kiczu. A ubrania nadają się nie tylko na salę gimnastyczną - w końcu body można założyć pod prześwitującą, letnią sukienkę, a pudrowa parka błaga o wiosenne spacery. Podoba mi się, że projektantka sprawnie łączy swoje inspiracje (na przykład w postaci wspomnianych opasek - ciekawe, czy są dostępne w sprzedaży, bo jeśli tak, to z pewnością  byłyby najmodniejszym gadżetem na siłowni!) z geometrycznymi rozwiązaniami (spójrzcie na długą spódnicę i przedłużaną kamizelkę) i kobiecymi elementami. Błyszcząca ołówkowa spódnica z charakterystycznym tyłem przekona do siebie chyba nawet zdeklarowane wyznawczynie spodni. Cieszy mnie, że Magda nie zdecydowała się na przesadne rozbudowywanie kolekcji, a stworzyła naprawdę dopracowane ubrania, które wzajemnie się uzupełniają, w czym oczywiście pomagają świetnie dobrane akcesoria. Całość na szóstkę z plusem!
Zdjęcia - Daniel Jaroszek, modelka - Oktawia/MILK, makijaż - Olga Węgłowska; strona i fanpage Magdy Floryszczyk.

Bonjour&Kiss

$
0
0
Lubię marki przemyślane. Które przywołują określone skojarzenia i porozumiewają się z klientami za pomocą spójnych przekazów. Uważam, że projektant powinien wiedzieć, do kogo kieruje swoje produkty - a wbrew pozorom znalezienie marek, które spełniają takie kryteria, wcale nie jest łatwe. Za to z pewnością mogę zaliczyć do nich Bonjour & Kiss.
Bonjour & Kiss to młodsze dziecko Agi Paul (pamiętacie jej autorską markę?). Młodsze również dlatego, że kierowane do innej klientki. Jeszcze na studiach, albo tuż po nich, trochę kobieca, ale bez przesady. Lubi rzeczy uniwersalne i takie, które łatwo zestawi z innymi elementami z własnej szafy. Projektantka wykorzystała dotychczasowe doświadczenia i dobrze przeanalizowała potrzeby swoich klientek. Myślę, że Bonjour&Kiss idealnie wpasowuje się w potrzeby dziewczyn gdzieś między 20 a 30 rokiem życia. A także, co ważne (o ile nie najważniejsze - a bardzo często pomijane!), w ich miesięczny budżet. Sukienki nie są droższe od tego, co proponują nam sieciówki pokroju Mango czy Zary. Kolorowe sukienki są lekkie i zabawne. W projektach Bonjour&Kiss podoba mi się głównie to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Gdzieś pojawia się przekrzywiony kołnierzyk, ciekawy guzik, ozdobne przeszycie. A do tego wszystko jest zrobione w Polsce i z założenia ma być w pełni lokalne. Od materiałów, po sesję wizerunkową - w ciemno kupuję takie koncepcje. A że zupełnie przypadkiem wpisuję się do grupy docelowej marki... kilka rzeczy już zapisałam do swojej listy życzeń. Mam nadzieję, że w kolekcjach marki coraz częściej będą pojawiać się kolejne elementy, które uzupełniałyby dotychczasowe projekty. W końcu nawet kapelusz z metką Bonjour&Kiss mógłby stać się całkiem udaną inwestycją.
Wszystkie zdjęcia - Magdalena Jendyk, modelka - Julia Bodys; strona, fanpage marki Bonjour&Kiss.

Natalia Siebuła - à la mer SS 2014

$
0
0
Naprawdę trudno jest pisać o rzeczach, które bardzo się lubi. Niby nic nie stoi na przeszkodzie, żeby skopiować swoje słowa sprzed kilku miesięcy, zmieniając tylko nazwę kolekcji i sezon - przecież jestem stała w uczuciach. Szczególnie jeśli mowa o ubraniach od Natalii Siebuły. Ale chęć napisania kilku słów jest o wiele silniejsza niż logika.
Z dumą patrzę na coraz dojrzalsze kolekcje Natalii, a odkąd zobaczyłam pierwsze inspiracje, wiedziałam, że à la mer po prostu nie mogło mnie rozczarować. Głęboki granat i stalowy błękit, tuż obok - kremowa biel. Niepokojąca natura i spokój człowieka. To nie tylko wzburzone fale, ale puste plaże i samotny odpoczynek. Bohaterka nowej kolekcji mogłaby leżeć na kocu w prostym body (marynarskie paseczki to trochę mrugnięcie okiem w stronę nadmorskiego, "ubraniowego" cliché) i czytać książkę. W cichym zakątku zrobiłaby piknik dla najbliższych znajomych, a wieczorem sama poszłaby na długi spacer brzegiem morza. Głęboki dekolt na usłanych pieprzykami i piegami plecach przyciągnąłby nawet spojrzenia leniwych mew. À la mer to zaledwie kilka modeli ubrań, ale i piękna opowieść. Bo z jednej strony nasza bohaterka niczym Grace Kelly z gracją odpoczywa w cieniu i spaceruje po mieście, skromnie zakrywając głowę chustką. Z drugiej - ma w sobie zaskakująco dużo pewności siebie, charyzmy i kobiecości. Zmysłowe dekolty, dopasowujące się do ciała, prześwitujące materiały bez dwóch zdań kojarzą się z cielesnością. I chociaż poszczególne modele wyłamują się ze stereotypów dzięki momentami zaskakującym wcięciom, długościom i formom, to trudno oprzeć się wrażeniu, że jest tutaj sporo przekornej zabawy skojarzeniami. Nie bez przyczyny ubrania noszą piękne, francuskie imiona... Jeszcze piękniejszych, francuskich kobiet. Sama nie wiem, czy ich siła drzemie w małych kreseczkach nad literkami, czy godnej pozazdroszczenia świadomości własnego ciała.
Wszystkie zdjęcia - Piotr Czyż,  modelka - Ana Zalewska, naszyjniki - Anna Ławska, mewy w tle - Kasia Skierczyńska; zdjęcia całej kolekcji; fanpage marki natalia siebuła.

Inspiracje... spacer

$
0
0
Może ostatnie dni nie zachęcały do wychylenia nosa z domu, ale dla mnie wiosna to początek sezonu spacerowego...i chyba w końcu się jej doczekałam! Gdybym mogła, każdy możliwy dystans pokonywałabym pieszo i na te kilka ciepłych miesięcy całkowicie zrezygnowałabym z podróży komunikacją miejską. Do celu niestety czasem muszę dotrzeć autobusem, za to książka i notes lubią małe, wiosenne wycieczki. Do parku, nad jezioro, albo i ławkę przed blokiem. Z ulubioną książką (chętnie przeczytałabym "Myślenie architekturą") albo pięknym notesem do spisywania myśli i pomysłów (Sloshe kusi od dłuższego czasu). To jedna z niewielu okazji, na które wybieram spodnie (siadanie na kocyku w sukience bywa kłopotliwe) - czarno-biały model z ostatniej stylizacji już jest w mojej szafie. Do tego duża torba, okulary przeciwsłoneczne, krem z filtrem...i nie mogę doczekać się długich, ciepłych dni!




Messei

$
0
0
Moda na modę trwa a najlepsze i powoli zaczynam mieć wątpliwości, czy w tym wszystkim nie zabraknie nam... konsumentów. Bo w końcu ile można kupować? Co innego, jeśli mowa o rzeczach, których do tej pory nikt nie robił. Albo robił, ale w innej formie. Ostatnio zachwyciła mnie piękna bielizna Le Féminin, dziś przyglądam się Messei i... ciekawym breloczkom.
Nie wiem, ile razy przez całe swoje życie kupujemy breloczki (mój służy mi już jakieś pięć lat), ale jestem pewna, że to całkiem przydatny gadżet. Pomoc w lokalizacji kluczy to jedno, ale są jeszcze wartości sentymentalne i estetyczne, a te drugie zaliczam do zdecydowanie ważniejszych! Dlatego właśnie spodobała mi się prosta, ale jak to zwykle w takich przypadkach bywa - wyjątkowo trafiona idea Messei. Co można wygrawerować na takim drobiazgu? Pozytywne przesłanie dla samego siebie albo miłe słowa dla najbliższych. Wszystkie modele (oraz całą ich oprawę - od strony, po pudełeczka) zaprojektowała Kinga Knap-Siewierska, założycielka marki. Breloki, trochę sentymentalnie, przybrały formę miniaturowych listów. Całość, chociaż na razie skromna (3 modele - każdy w złocie lub srebrze), jest naprawdę przemyślana i dopracowana. Idealny pomysł na prezent. I to jak zwykle - dla samego siebie!
Wszystkie informacje oraz zdjęcia - materiały prasowe; strona i Facebook Messei.
Viewing all 273 articles
Browse latest View live